top of page

Lodowe kąpiele!

Jak zimno pomaga być zdrowszym i szczęśliwszym?


Jeśli śledzicie fan page Stresoterapii i Instagram, to pewnie zauważyliście, że od jakiegoś czasu dzielę się moimi przygodami w krainie lodowych kąpieli. Dziś w końcu postanowiłam wyjaśnić, dlaczego pływanie w styczniu w jeziorku i bieganie w szortach po lesie daje tyle frajdy.


Krioterapia czy leczenie zimnem nie jest niczym nowym – w Europie chyba najbardziej znany był Sebastian Kneeip, który już w 1849 zasłynął leczeniem gruźlicy za pomocą ekspozycji na zimno. Natomiast w naszej czasoprzestrzenii coraz więcej osób kojarzy metodę Wima Hofa: człowieka legendę, który pobił wiele „lodowych” rekordów Guinessa, wszedł w szortach i bez butli tlenowej niemal na szczyt Mt. Everest’u i pokonał endotoksynę wstrzyknięta w laboratoryjnych warunkach, sterując swoim układem odpornościowym.

W tym wpisie chciałabym się jednak skupić na praktyce: jak to u mnie- opartej na naukowych dowodach i badaniach. Sama morsuję od kilku miesięcy i praktykuję metodę Wima Hofa, dlatego odniosę się też do swoich doświadczeń 🙂 Nie będę Wam radzić, jak zaczać ekspozycję na zimno, to temat na oddzielny artykuł. Ponieważ często mnie pytacie, po jakie licho ja w ogóle wchodzę do tej lodowatej wody i jeszcze mnie to raduje: spieszę z wyjaśnieniami 😀


Co dobrego (rozważna!) eskpozycja na zimno robi dla ciała i umysłu?


1. Usprawnia działanie układu limfatycznego = poprawia odporność

Układ limfatyczny to sieć naczyń transportujących limfę, czyli bezbarwny płyn, zawierający białka, sole, glukozę oraz inne substancje. Jedną z głównych funkcji układu chłonnego jest zbieranie nadmiaru limfy z tkanek ciała i transportowanie jej do krwi. Ma ogromne znaczenie dla naszej odporności, ponieważ odpowiada również za sprawne zwalczanie intruzów, jak wirusy, bakterie, grzyby itp. Pewnie kojarzycie hasło „węzły limfatyczne”? Tak, to ta cześć, która musi się mocno napracować, kiedy walczymy z choroba i potrzebujemy większej ilości limfocytów, żeby wyzdrowieć.


Kłopot z układem limfatycznym polega na tym, że nie posiada on stałej cyrkulacji tak jak np. układ krwionośny. Jego sprawne działanie zależy min. od tego, czy stymuluje go napięcie mięsni. Zatem jeśli nie ćwiczysz, nie odwracasz się do góry nogami (jak jogini)- to najpewniej naczynia limfatyczne pracują niemrawo i nieefektywnie.

Kiedy wchodzimy do lodowatej wody nasze tkanki gwałtownie się kurczą, aby zapobiec utracie ciepła. To funduje także naczyniom limfatycznym doskonały masaż, a kiedy ciało z powrotem je rozszerza- następuje napływ świeżej krwi. To tak jakbyś wyciskał brudną gąbkę, a później ponownie wypłukał w czystej wodzie 😀 A jak ktoś potrzebuje naukowych dowodów, skomplikowanych słów i wykresów zapraszam do lektury badań: https://www.wimhofmethod.com/uploads/kcfinder/files/PNAS.pdf

Efekt: sprawniej działa układ odpornościowy, rzadziej chorujemy i szybciej zwalczamy infekcje. Dodam, że super działa na jędrność skóry: to właśnie zastój w limfie jest jednym z głównych powodów tzw. cellulitu.


2. Poprawia wydolność układu krwionośnego = zwiększa wytrzymałość i siłę

Kiedy bierzemy lodowy prysznic czy kąpiel nasze serce wykonuje podobny wysiłek, jak w czasie treningu sportowego. Intensywny sport jest dla ciała rodzajem krótkotrwałego stresora: musi przyspieszyć metabolizm, wyrzucić do mięśni więcej glukozy, zwiększyć natlenienie krwi, aby zaopatrzeć tkanki w wystarczającą ilość energii. Zanurzenie w lodowatej wodzie stanowi bardzo podobny impuls, wywołujący reakcje walki lub ucieczki „fight or flight response”. Wielokrotnie pisałam o tym, że krótkotrwały stres zakończony rozładowanie reakcji stresowej (np. intensywny sport) jest dla nas zdrowy! Żyjemy po to, aby się zużyć. Organizm, który nie otrzymuje takich bodźców „rdzewieje” podobnie jak auto, stojące bez ruchu w garażu.


Dzieląc się swoim doświadczeniem: odkąd morsuję odczuwam dużo mniejsze zmęczenie po treningach, potrzebuję mniej snu, lepiej się regeneruję i łatwiej mi przesuwać swoje granice: zarówno na treningach siłowych jak i wydolnościowych.


3. Redukuje stany zapalne w organizmie i przyspiesza regenerację

Zimne okłady na stłuczenia to klasyka. Wszyscy wiemy, że pomagają redukować ból i stan zapalny. A co jeśli mamy do czynienia z większym kłopotem? Np. zapaleniem stawów, fibromalgią, bólami mięśni czy chorobami autoimmunologicznymi, które są niczym innym jak zgeneralizowanym stanem zapalnym? Otóż działanie jest podobne. Mądra i stopniowa ekspozycja na zimno może pomóc nam w zredukowaniu symptomów jak np. bóle mięśni i stawów, a nawet wprowadzić te choroby w reemisję. Ja na jesieni testowałam wpływ morsowania na regenerację swojego potłuczonego kolana po upadku w górach (lekarz powiedział, ze bez fizykoterapii ani rusz) oraz naderwanego dwugłowego uda. Trochę mi to zajęło, ale obyło się bez zabiegów i nóżka śmiga! Na temat wpływu zimna na leczenie chorób z autoagresji jest sporo badań naukowych, osobom anglojęzycznym polecam: https://www.wimhofmethod.com/blog/battling-arthritis


4. Pomaga w zaburzeniach nastroju (np. depresji, stanach lękowych)

Lodowe kąpiele opierają się na podobnej zasadzie, co każda inna ekspozycja na stres krótkotrwały. W pierwszej chwili organizm musi przejść w tryb aktywacji, zatem wyrzuca adrenalinę i noradrenalinę, aby pomóc nam przeżyć. Jeśli stres ustępuje (np. wychodzisz z przerębla) następuje proces przywracania homeostazy. Na poziomie układu endokrynologicznego zalewa nas dopamina, serotonina i endorfiny tj. hormony szczęścia! Bo wszystko w ciele dąży do równowagi. Kto trenuje regularnie wie, jak człowiek się raduje po dobrym treningu!

W zaburzeniach nastroju bardzo często układ nerwowy ma kłopot z naturalnym wychwytem tych substancji, przez co nasz mózg ma problem z odczuwaniem radości i spokoju.. Innym czynnikiem, który nasila stany depresyjne jest poczucie braku sprawczości. Kiedy przekonujemy się, że mamy w sobie siłę i determinację – budujemy zasoby do poradzenia sobie w trudniejszych chwilach. Często wspólne morsowanie to także radosny i lekko zwariowany czas w towarzystwie podobnych ludzi. A wsparcie społeczne i ciepłe relacje to kolejny czynnik, który bardzo pomaga wyjść z emocjonalnego dołka.


5. Pomaga schudnąć

Wiem, wiem, może to nie koronny argument, ale sami przyznajcie: perspektywa zrzucenia kilku kilo tylko za pomocą moczenia się w lodowatej wodzie brzmi kusząco, prawda? Ja sama zauważyłam u siebie spadek wagi, a dokładniej- tkanki tłuszczowej. Spowodowane jest to naturalnym mechanizmem ratunkowym organizmu: w sytuacji nagłego spadku temperatury ciało potrzebuje rozpędzić metabolizm i tym samym podnieść spalanie kalorii.

Jednak za powód chudnięcia podaje się częściej zjawisko aktywacji tzw. „brązowego tłuszczu”. Ten rodzaj tkanki tłuszczowej w największym stopniu jest obecny u niemowlaków i jego zawartość spada wraz z wiekiem. Służy on zachowaniu stałej temperatury ciała. Po drugiej stronie mamy tzw. „biały tłuszcz”, który widujemy w postaci oponek na brzuszkach 😉 Oba rodzaje tłuszczu są antagonistami tzn. większa ilość brązowego redukuje zawartość białego. Kiedy regularnie eksponujemy się na zimno organizm musi odwołać się do rezerw, zmieniając udział procentowy poszczególnych tkanek tłuszczowych w organizmie. Dla zainteresowanych badaniami : https://www.wimhofmethod.com/uploads/kcfinder/files/WHM_BrownFat.PDF

Nie liczcie jednak na to, że morsowanie załatwi Wam temat dbania o dietę i ruch 😉 Analizując badania okazuje się, że ten mechanizm najmocniej będzie działał u osób, które są już szczupłe, a niekoniecznie zamieni osoby puszyste w wyżyłowane morsy. Daje jednak motywację do trzymania się zdrowszej diety i treningów. Ponieważ kiedy masz determinację aby wskoczyć do przerębla, to wiesz, że masz ja i w każdej innej dziedzinie!


6. Zmienia Twój sposób myślenia

Hmm, to już mój osobisty podpunkt, ale dla mnie istotny. Z natury jestem dość konsekwentna. Zdarzało mi się w życiu zbierać z podłogi. Zarówno na poziomie ciała (przygody ze zdrowiem), umysłu i emocji (zaburzenia odżywania i lęki w liceum) jak i życiowo. Jednak morsowanie i praca z oddechem wniosły do mojego życia jeszcze inna jakość. „No minding. Just doing (and breathing!)”. Zauważyłam, jak wiele energii marnowałam zwlekając z działaniem. Kiedy zdejmujesz ubranie w styczniu na pustej plaży każda minuta zawahania dział na niekorzyść. Zatem po prostu biorę kilka oddechów i wchodzę!!! Przekłada mi się to też na życie, jakoś sprawniej idzie mi wcielanie planów, odważne pomysły nie zalegają w szufladzie i życie staje się piękniejsze.



Jeśli dobrnęliście aż tutaj, to zapewne coś Was zaciekawiło w moich lodowych przemyśleniach. Podzielcie się w komentarzach! A jeśli zechcecie spróbować, to proszę: nie wbiegajcie od razu z impetem do Bałtyku w styczniu. Poszukajcie społeczności morsów (na fb jest pełno grup!), zajrzyjcie na stronę Wima Hofa albo skrobnijcie do mnie - chętnie pomogę.


I pamiętajcie: każdy organizm jest inny.

To co służy mi wcale nie musi służyć Tobie.

Najważniejsze, to czuć swoje ciało i kierować się intuicją.


Lodowe uściski!

Kamila

626 wyświetleń

Comments


bottom of page